Główna >>

RSS
Nie idźmy na tę wojnę! To nie nasza wojna!

 

To nie jest film o telewizji

2025-02-27   kategorie: kultura społeczeństwo

Niedawno wreszcie w końcu obejrzałem - co miałem w planach już od dawna - słynny film "Sieć" Sidneya Lumeta z 1976 roku. Znałem oczywiście treść tego filmu, widziałem też liczne fragmenty, które w wielu kopiach krążą po Internecie, ale dopiero teraz obejrzałem go w całości.

Film ten powszechnie interpretowany jest jako film o telewizji, czy ogólniej: mediach - mechanizmach ich funkcjonowania, "monetyzowaniu" wszystkiego (w tym każdej tragedii) i bezwzględności w walce o oglądalność, a także manipulacji umysłami widzów, która może nawet nie jest zamierzona, ale staje się skutkiem ubocznym tejże walki o oglądalność. Ale to nie jest film o telewizji - a w każdym razie nie tylko o telewizji. To film o społeczeństwie, które przed telewizorami zasiada, a którego stan umysłowy nie wiadomo czy jest skutkiem, czy przyczyną telewizyjnych manipulacji - a zapewne po trosze jednym i drugim. To telewizja stworzyła pokazane w filmie społeczeństwo, ale i takie społeczeństwo stworzyło telewizję.

Charakterystyka tego społeczeństwa szczególnie ostro wybrzmiewa w dialogach pary bohaterów, których połączył niewytłumaczalny romans, choć zupełnie do siebie nie pasują: starego szefa serwisów informacyjnych, Maxa, i młodej, ambitnej i pragnącej zająć jego miejsce Diany. Ta ostatnia jest - według słów Maxa - "ucieleśnieniem telewizji" i zarazem typowym reprezentantem "telewizyjnego" społeczeństwa. Społeczeństwa ludzi "bez serca", bez kontaktu z rzeczywistością, bez prawdziwych uczuć, żyjącego i karmiącego się iluzjami, niczym zdehumanizowane androidy - jak to wytyka w swoich telewizyjnych "kazaniach" szalony prezenter Howard Beale, główna postać filmu.

Sporo mówi się w tym filmie także o tym, że państwo (chodzi oczywiście o USA, ale można odnieść to do całego świata, a zwłaszcza zachodniego) przestało być tworem, którego celem ma być zapewnienie dobrobytu jednostek, obywateli. Państwo stało się biznesem, korporacją, dbającą o dobro innych korporacji. Przemowa filmowego szefa stacji telewizyjnej, Arthura Jensena, do Howarda Beale'a, w której to przemowie prezentuje on w niemal ewangelicznej formie wizję świata, w którym nie ma już jednostek, narodów, ani państw, a są tylko IBM, General Motors, AT&T i inne firmy, a wszystko jest biznesem, to przecież manifest neoliberalizmu, rodzącego się mniej więcej w tych czasach, kiedy powstawał film. Neoliberalizm postrzegany był wtedy jako sposób na "przyspieszenie" gospodarki i wyjście z recesji i kryzysu, o których zresztą kilkakrotnie w filmie wspomniano. Do czego neoliberalizm w istocie doprowadził świat, widzimy w chwili obecnej aż nadto dobrze. :(

Zapewne w czasie tworzenia filmu jego autorzy traktowali przedstawione wizje zdehumanizowanego społeczeństwa i do cna skomercjalizowanego świata raczej jako ostrzeżenie przed tym, co może się zdarzyć w przyszłości, niż jako coś, co faktycznie ma miejsce. Dziś, po blisko 50 latach, możemy powiedzieć, że sytuacji opisanej w filmie niestety doczekaliśmy. Neoliberalizm - jak już wspomniałem - doprowadził świat na krawędź upadku, a media "społecznościowe" dokonały jeszcze większego spustoszenia w umysłach ludzkich niż telewizja.

Jest w filmie taka przerażająca scena, kiedy Howard Beale wzywa widzów, aby podeszli do okien swoich mieszkań, otworzyli je i wykrzyczeli na zewnątrz słowa "jestem wkurzony i dłużej tego nie wytrzymam". I widzimy ogromne tłumy ludzi, które idą za głosem telewizyjnego proroka i wykrzykują podany im tekst. Dziś różnica jest tylko taka, że zamiast jednej iluzji i jednego wzorca postaw kreowanego przez telewizję, mamy kilkanaście, może kilkadziesiąt (bo raczej nie ma ich więcej) różnych iluzji i wzorców postaw kreowanych przez "bańki" w mediach "społecznościowych". Jest to nawet gorsze, bo tworzy w umysłach jeszcze jedną, potężną iluzję - iluzję wyboru. Tylko że jest to wybór pozorny - sprowadza się do tego, do której z kilkudziesięciu "szufladek" reprezentujących różne warianty postaw, zachowań i światopoglądów chcemy "wpaść". Czytając uważnie i krytycznie komentarze w serwisach internetowych wyraźnie widać, że tych wariantów wcale nie ma aż tak wiele. A osób myślących samodzielnie, nie wpisujących się w jedną z "szufladek" narzuconych przez medialno-propagandowo-internetowych "guru", jest jak na lekarstwo. Żyjemy w większości wśród androidów z "kazań" Howarda Beale'a, sterowanych komunikatami z aplikacji na swoich smartfonach. To już nie człowiek używa narzędzia, jakim są urządzenia elektroniczne, tylko człowiek bezkrytycznie słucha poleceń tych urządzeń - czego przykładem jest chociażby tak często obserwowane bezmyślne podążanie za wskazówkami nawigacji w sytuacjach, gdy oczy, uszy i zdrowy rozsądek ewidentnie nakazywałby inaczej.

Smutne to i straszne, ale "Sieć" jest dzisiaj filmem znacznie bardziej aktualnym niż 50 lat temu, gdy powstawał. Wtedy ostrzegał przed tym, co może się zdarzyć; oglądany dzisiaj niestety pokazuje to, co już się zdarzyło. A co do większości społeczeństwa niestety nie dociera i nie dotrze - bo androidy z opowieści Howarda Beale'a chyba już nie potrafią pojąć, jak to jest nie być androidem.

komentarze (0) >>>